Wdrożenie zakończone sukcesem ...
...czyli początek...? No właśnie, czego początek?
Końcowa faza projektu, czyli ostatnie 10% realizacji, pochłaniające 90% jego całkowitego czasu trwania szczęśliwie dobiegło końca, tester przypieczętował, poszło w świat.
Uff co za ulga, wreszcie... Klient podpisał odbiór, teraz to skończą się nadgodziny, będzie można odespać, umówić ze znajomymi,
chwycić wiatr w żagle, w przenośni i dosłownie bo wreszcie trafi się wolny weekend, a za premię kupimy
jacht (i starczy jeszcze na dom i samochód). Oj tak, premia będzie, bo jesteśmy ojcami tego sukcesu, płyniemy na fali euforii
jak kapitanowie - cali na biało - w ten piękny, słoneczny dzień...
I tu do akcji wkracza service team.
Ten zły, umoczony w brudnej robocie, z giwerami w rękach niczym Man in Black.
Kilka miesięcy ustaleń funkcjonalności, kilka miesięcy FAT-ów, a koniec końców przycisk miał być czerwony,
a nie niebieski, a użytkownik nie wiadomo jak sprowokował unknown error. I jak to się mogło stać?
No cóż – w idealnym świecie, po wdrożeniu wszystko działa idealnie.
Tyle, że ponoć ideały nie istnieją. Gdy obudzimy się w poniedziałek, jacht zamieni się ponton, niczym karoca w dynię, za pasem kolejny projekt,
więc o dłuższym śnie nie ma mowy, a człowiek z serwisu bo weekendowej batalii z bugami i gaszeniem pożarów
taki jakiś z bardziej ludzką twarzą - może nie taki diabeł straszny ;). I jedna rzecz tylko się zgadza -
na wspólnym wózku jedziemy, więc szanujmy siebie nawzajem. A! I trzymajmy się razem, tak w kupie najlepiej, bo w kupie siła ;), a będzie dobrze.
(Materiał dedykowany w szczególności programistom, testerom i serwisantom...)
Autor: Patrycja Klimas
Data: 15 października 2018
Labele:Open Space, Programowanie
Masz pytanie odnośnie zagadnienia omawianego w artykule?
Coś, co napisaliśmy, nie zaspokoiło Twojego głodu wiedzy?
Daj nam znać co myślisz i skomentuj artykuł na facebooku!