Fast trendy trwają w najlepsze. Fast live, fast fashion, fast food, fast carrier.
Przez wiele lat handlowi giganci wprowadzali na rynek co kilka miesięcy nowinki modowe, kosmetyczne, technologiczne. Klienci wielki świat zaczęli mieć na wyciągnięcie ręki, a że sieciówkowe ceny nie są zbyt wygórowane, kupowali dużo, chętnie i często. I wszystko było fajnie, bo korporacyjny stan konta pęczniał, wskaźniki szły w góre, a tu nagle bum.
Niedawno jeden z odzieżowych potentatów ogłosił, iż 30% jego produkcji zalega w magazynach. Pomijając fakt, iż są w przysłowiowe plecy z samą sprzedażą, to cała machina jedzie na biegu wstecznym, ponosząc olbrzymie koszty magazynowania niesprzedanego towaru.
Dlaczego o tym wspominam? Czy zastanawialiście się kiedyś jak to jest z postępem technologii w programowaniu? Czy fast development rzeczywiście jest zjawiskiem pozytywnym? Kolejnych technologii przybywa, i to jest jak najbardziej ok. Gdyby nie postęp sprzętowo-programistyczny, to do dziś nieliczni wybrańcy klepaliby Algol na Odrze, kompilacje puszczając po wyjściu z pracy. Z IT jak z modą – niegdyś skierowana do nielicznych bywalców wielkich salonów mody w Paryżu czy Mediolanie, dziś dostępna w każdej galerii handlowej dla Pani i Pana Kowalskich. Wprowadzenie do obiegu komputerów osobistych codziennego użytku sprawiło, iż branża IT stała się bardziej przystępna, ludzka. W domowym zaciszu komputerowi maniacy mogli napisać grę w węża, czy tetris :), a świat - o wielkie dzięki - zaczęli zmieniać garażowi wizjonerzy, zgodnie z zasadą od pucybuta do milionera.
Z biegiem lat pojawilły się urządzenia mobilne, a języki programowania stały się tak proste i popularne, iż spokojnie radzą sobie z nimi nawet osoby bez wykształcenia informatycznego. No i bardzo fajnie, ale tu zapala mi się żółte światło. Czy z postępem ilościowym idzie w parze także postęp jakościowy?
Zuchwale można założyć, że przy mocy dzisiejszych urządzeń zjawiska takie jak „wycieki pamięci” nie mają miejsca. A jednak. Uczymy się więcej, szybciej, pytanie tylko czy lepiej. Każdy nowy framework, czy technologia jest początkowo prawdą objawioną. Oto nasz zespół zostanie wsparty przez nowego programistę...co prawda po szkole artystycznej, ale koduje hobbystycznie, jest zapalony, głodny developmentu, najnowszą wersję toola zna tak dobrze, że w ogóle wymiata, a właściwie to cały framework jest tak user friendly, że programuje się sam.
Fascynacja ta mija w chwili, kiedy przy próbie zaprogramowania na nowo wymyślonego przez klienta rozwiązania (wg niego prostego) zderzamy się ze ścianą. No nie da się. Nie działa. Stary kod nie pasuje do nowych wyamagań, bo autor super toola nie przewidział jak fantazyjne mogą być życzenia klienta.
I wówczas mamy już pewne kilka straconych godzin na zrobienie workaround'u. Sytuacja powtarza się piąty, dziesiąty i piećdziesiąty raz. Opóźnienie projektowe narasta, dookoła unosi się zniechęcenie i frustracja, wymiatacz już dawno odpadł, pochłonięty przez "loop" porażek. Wtedy rodzi się pytanie: czy jednak nie lepiej było wybrać technologię klasyczną, z mniejszą ilością wbudowanych bajerów, ale bardziej stabilną i elastyczną w rozbudowie??? Czy podobnie jak sieciówkowy gigant nie jesteśmy 30% w plecy?
Odpowiedzi na pytanie czy szybki postęp branży IT jest zjawiskiem pozytywnym nie udzielę, bo jej nie znam. Chyba jednak jak ze wszystkim, klasyka zawsze się obroni, a poeksperymentować warto (dziś wręcz trzeba) - ale to w granicach zdrowego rozsądku. Nie wszystko na hurra. A jakie są Wasze przemyślenia?
Autor: Patrycja Klimas
Data: 09 sierpnia 2018
Labele:Open Space, Programowanie
Masz pytanie odnośnie zagadnienia omawianego w artykule?
Coś, co napisaliśmy, nie zaspokoiło Twojego głodu wiedzy?
Daj nam znać co myślisz i skomentuj artykuł na facebooku!